sobota, 12 września 2015

"Harry Potter i Zakon Feniksa"- J.K Rolwing

Witam! c;
Jak Wam minął drugi tydzień roku szkolnego? Mi trochę słabo, ale może być już tylko lepiej :)
Mam także prośbę- jeżeli ktoś zna się na wyglądach blogów, umie ustawiać tło i robić nagłówki i chciałby się tym zajmować na moim blogu to bardzo proszę, żeby zgłosił się tu w komentarzu, na facebooku, na asku, lub gdziekolwiek indziej, gdzie można mnie znaleźć. Nie jestem wymagająca, wyglądu też za często nie zmieniam, tylko ostatnio miałam humory, to zmieniałam co miesiąc. Liczę na Was! ♥
A dziś przychodzę do Was z długaśną recenzją piątej części sławnej na całym świecie historii o Harrym Potterze!
Zapraszam do przeczytania, nie zrażajcie się długością.
________________________________
Muszę przyznać, że ta część wywierała na mnie skrajne emocje. Raz chciało mi się płakać, raz śmiać, raz byłam wściekła, a nagle ogarniało mnie bezgraniczne szczęście. Ale to jest właśnie charakterystyczne w powieściach Rowling- wywierają na nas ogromne emocje.
"Zakon Feniksa" zaczęłam czytać w lutym tego roku, ale przerwałam po drugim rozdziale. Dlaczego? Bo oczywiście jestem na tyle inteligentna, że jak mi się nudziło obejrzałam ekranizację, a po skończeniu miałam takie "O kurde, przecież ja nie przeczytałam książki!". I miałam już mniej więcej zarysowane wydarzenia, więc wtedy książka trochę przynudzała. Ale zrobiłam sobie kilkumiesięczną przerwę, wróciłam do HP znów w lipcu i tym razem poszło gładko.
Zabrałam tę powieść ze sobą do babci, gdzie nie mam nic innego do roboty oprócz czytania. I muszę przyznać się bez bicia, że przez pierwszę 4 rozdziały ledwo przebrnęłam. Ale to nie dlatego, że był nudne, tylko to przez moją głupotę i przez ekranizację wiedziałam, co się wydarzy. Jednak dalszych wydarzeń już nie pamiętałam i bardzo się z tego cieszyłam.
W tej części poznajemy najbardziej jędzowata jędzę na świecie. Nie, nie mówię o Bellatrix, ją akurat nawet lubię, bo jak wiecie lubuję się w czarnych charakterach. Ową najbardziej beznadziejną postacią na świecie jest Dolores Jane Umbridge, którą na pewno znacie i stawiam dychę, że nie pałacie do niej szczególną miłością. Jest taką zakałą w całej historii, dodatkowym problemem. No, na początku jest jednym z głównym problemów. Ale już pod koniec kiedy znika, a Harry idzie do Departamentu Tajemnic i wszystko odwraca się do góry do nogami, zaczęło mi się wydawać, że była jedynie malutką plamką w zbiorze wszystkich niebezpieczeństw i przeszkód.
Pewnie większość z Was niemiłosiernie denerwował w tej części Dumbledore. Naprawdę podziwiam panią Rowling za taką umiejętność manipulowania umysłem czytelnika, że zaczynamy myśleć, że Albus naprawdę zostawił Harry'ego na pastwę losu, ale z drugiej strony wiem, że jest jednym z najlepszych bohaterów i nigdy by tego nie zrobił... Niesamowite.
Cudowny jest także moment, gdy Potter zagłębia się w przeszłość Snape'a. Wtedy dowiadujemy się, dlaczego nauczyciel eliksirów traktuje chłopaka tak... jak go traktuje. Świetnie przedstawiony moment, wściekłość Severusa i zdziwienie Pottera, że jego ojciec był takim dupkiem.
Na początku nie lubiłam Syriusza, nawet nie wiem dlaczego. Może dlatego, że bardzo dużo osób go uwielbia, fanki za nim szaleją i czułam że to jest po prostu... Przesadzone. Ale oczywiście kiedy zaczynałam się do niego przekonywać musiał umrzeć, bo jakżeby inaczej.
Uwielbiam Lunę. Jest to definitywnie jedna z moich ulubionych postaci, ponieważ ma przeszłość. Ciężką przeszłość. Ale mimo tego się nie załamuje. Bardzo wzruszyła mnie scena, gdy na koniec wywiesza ogłoszenia o zaginięciu rzeczy i nie jest wściekła, ani nic. Jest przyzwyczajona do chamstwa ze strony innych. To przykre, ale niestety jest bardzo dużo takich osób w realnym świecie, które są w szkołach wyśmiewane. Luna jest przykładem człowieka który wierzy w siebie i nie przejmuje się tym, co inni o niej myślą.
Związek Harry'ego i Cho od początku był dla mnie pomyłką, dziewczyna jest przewrażliwiona. Wiem, że dużo przeszła, ale uważam, że powinna w końcu wziąć się w garść. Jeszcze ta jej przyjaciółka... Okropnie mnie denerwowały.
Jestem pod wielkim podziwem wyczynów Freda i George'a, ich odejście było mega spektakularne.
Wstrząsną mną moment, gdy pani Weasley wypędzała bogina z szafki. Często mnie denerwowała swoją nadgorliwością, ale wtedy było mi jej żal. Bardzo troszczyła się o wszystkich, a niektórzy nadal narażali się na niebezpieczeństwo, często bez sensu.


Kurcze, troszkę rozpisałam. Nie miałam weny i bałam się, że ta recenzja będzie za krótka, a wyszło... Jak zawsze. :')
Życzę Wam miłego tygodnia. Do następnego wpisu!


Piosenka na dziś-> https://www.youtube.com/watch?v=uO59tfQ2TbA
Cytat dnia: "To, że się do ciebie uśmiecham wcale nie oznacza, że cię lubię. Może po prostu wyobrażam sobie, że stoisz w płomieniach."