sobota, 9 kwietnia 2016

"Złodziejka książek"- Marcus Zusak

Cześć!
Jak pewnie zauważył*ś, tydzień temu post się nie pojawił- będzie się to zdarzało coraz częściej, bo mam bardzo mało czasu na pisanie. Prawdopodobnie będę na razie dodawać posty co dwa tygodnie.
Ale żeby wynagrodzić brak wpisu w tamtym tygodniu, dziś wrzucam dłuuugą recenzję najcudowniejszej powieści, jaką dane mi było przeczytać- "Złodziejki książek".
Zapraszam! 
Podstawowe informacje!
Tytuł oryginalny: "The book thief" 
Liczba stron: 496
Autor: Marcus Zusak
Wydawnictwo:  Nasza Księgarnia
Co mówi opis?
Liesel Meminger swoją pierwszą książkę kradnie podczas pogrzebu młodszego brata. To dzięki „Podręcznikowi grabarza” uczy się czytać i odkrywa moc słów. Później przyjdzie czas na kolejne książki: płonące na stosach nazistów, ukryte w biblioteczce żony burmistrza i wreszcie te własnoręcznie napisane… Ale Liesel żyje w niebezpiecznych czasach. Kiedy jej przybrana rodzina udziela schronienia Żydowi, świat dziewczynki zmienia się na zawsze…

Markus Zusak urodził się w 1975 roku. Dorastał w Sydney, gdzie wciąż mieszka z żoną i dwójką dzieci. Jest autorem pięciu powieści, w tym „Posłańca” oraz „Złodziejki książek” – międzynarodowego bestsellera, przetłumaczonego na ponad czterdzieści języków.

Jego pierwsze trzy powieści („Moje tak zwane życie”, „Walczący Ruben Wolfe” i nietłumaczona na język polski „When Dogs Cry”, wydana też jako „Getting the Girl”), ukazały się w latach 1999–2001, zdobywając nagrody w Australii i USA.

„Posłaniec” (2002, polskie wydanie 2009) w 2003 roku otrzymał dwa wyróżnienia w Australii: Australian Children’s Book Council Book of the Year Award (Older Readers) i NSW Premier's Literary Award (Ethel Turner Prize) oraz Printz Honour w Ameryce i nagrodę Deutscher Jugendliteratur w Niemczech. 

Jednak największy sukces odniosła „Złodziejka książek”. Od pierwszego wydania w 2005 roku powieść przez 375 tygodni znajdowała się na liście bestsellerów „New York Timesa”. Do dziś zajmuje pierwsze miejsca na listach bestsellerów Amazon.com, Amazon.co.uk, „New York Timesa” oraz podobnych listach w wielu krajach Ameryki Południowej, Europy i Azji. Zdobyła liczne nagrody i wyróżnienia oraz została sfilmowana.

Adaptację filmową „Złodziejki książek” wyprodukowała wytwórnia Twentieth Century Fox. W filmie wyreżyserowanym przez zdobywcę nagrody Emmy, Briana Percivala („Downton Abbey”), zagrali m.in.: Geoffrey Rush („Blask”, „Jak zostać królem”), Emily Watson („Przełamując fale”, „Anna Karenina”) oraz Sophie Nelisse („Pan Lazhar”) jako Liesel Meminger, tytułowa złodziejka książek.
Co mówię ja? 
Mogłabym rozpocząć i jednocześnie zakończyć tę recenzję "Złodziejki książek" jednym słowem- boska. Myślę, że to określenie w pewien sposób porządkuje wszystkie myśli, które kotłują mi się aktualnie w głowie. Nie wiem, czy jestem w stanie słowami wyrazić to, jak bardzo kocham powieść autorstwa Marcusa Zusaka.
Sukces po części polegał na tym, że czytałam same pochlebne recenzje na temat tej powieści, więc miałam start z mocnej pozycji. Podchodziłam do tego pozytywnie nastawiona. Zachwyca mnie sama okładka, co prawda posiadam wersję filmową, ale ta oryginalna jest po prostu... czarująca. Wstęp może człowieka trochę zwieść, bo gdy dowiadujemy się, że narratorem jest sama Śmierć (w tym przypadku raczej 'sam Śmierć) zaczynamy się trochę niepokoić. Osobiście była zachwycona przedstawieniem tej mrocznej postaci. Urzekł mnie sam sposób, w jaki narrator się wypowiadał. Delikatny, sytuacje przedstawiane oczami dziecka, ale językiem dojrzałej osoby. Książka ta aż rozepchana jest przecudownymi cytatami, zapisałam ich sobie kilkadziesiąt, bo są po prostu niespotykane, trafnie sformułowane. Idealne.
Cała historia jest straszliwie poruszająca. Nie jest to żadne sci-fi, co jeszcze bardziej mnie dobija. Takie sytuacje w tamtych czasach przeżywali ludzie. Prawdziwi. Musieli borykać się z ogromnymi problemami, z którymi ludzie 21. wieku zwyczajnie nie dali by sobie rady. Na samym początku byłam przerażona chociażby tym, jak Rosa zwracała się do Liesel, czy do męża- później się do tego przyzwyczaiłam, nie przeszkadzało mi to w najmniejszym stopniu.
Kiedy ktoś pyta mnie "O czym to jest?", nie umiem mu odpowiedzieć. A kiedy już staram sie cokolwiek wydukać, plączę się w "zeznaniach", bo mówię o jednym wątku, który wynika z innego, a tamten inny jeszcze z innego i po prostu nie da się opisać tej historii zwykłymi słowami, nie zdradzając zbyt wiele. Nie można także uznać, że to opowieść po prostu o "Złodziejce książek". to fakt, wokół tego rozgrywa się cała historia, ale te dwa słowa nie wyrażają nawet w najmniejszym stopniu tego, co zawarte jest na tych 480 stronach.
Chciałabym znaleźć jakiś minus, naprawdę. Cokolwiek, najmniejszy niuans, ale po prostu nie umiem. Zakochałam się w tej książce po uszy. Przeczytałam ją w dwa dni, skończyłam w nocy, poryczałam się jak dziecko. Nigdy jeszcze nie popłakałam się takimi prawdziwymi łzami nad powieścią. Ale ostatni rozdział, gdy wszystko się wali jest tak dobijający, że myślałam o tym przez całą noc. Ta historia chodzi za mną, mogę nawet uznać, że mnie prześladuje. Najbardziej chwytające za serce są takie aspekty jak np. akordeon, czytanie w schronie, czy chociażby Rudy. Osoby, które przeczytały tę opowieść wiedzą, o co chodzi i myślę, że się ze mną zgadzają.
Bardzo mi się spodobało to, że narrator\autor nie chciał nas trzymać w napięciu. To i tak byłoby bez sensu. Była wojna. Wiadomo, że prędzej czy później wszyscy zginął. Dlatego dobrze, że powplatał momenty śmierci w środek książki, przynajmniej na sam koniec szok był mniejszy.
Przywiązałam się do wszystkich postaci. Uwielbiam Hansa, Maxa, Rudy'ego, żonę Burmistrza... Po prostu wszystkich. Nie do końca utożsamiam się z Liesel, ale nie dziwi mnie to- żyję w zupełnie innych czasach, niż te opisane w książce, więc również zachowuję się inaczej niż jej bohaterowie.
Nie mogę także pominąć pochwały oprawy graficznej książki- te wytłuszczone wtrącenia, udekorowane małymi symbolami, wyglądają bardzo wdzięcznie i dodają kartkom z literami uroku.
Nie wiem, jak Marcus Zusak to zrobił. Obecnie ma 41 lat, "Złodziejkę..." wydano w 2005, czyli miał wtedy 30 lat, a gdy ją pisał, musiał być gdzie po 20. Jak tak młody człowiek, mógł napisać tak wzruszającą, prawdziwą i za razem magiczną opowieść? Jestem naprawdę pod ogromnym wrażeniem, wielki ukłon w jego stronę. Chciałabym mieć taki talent. 

Uh, długaśna wyszła ta recenzja, mam nadzieję, że dotrwał*ś do końca i nie zanudził*ś się na śmierć ;) 
Do napisania za tydzień lub dwa, papa!

Piosenka na dziś-> "Seven years"- Lukas Graham