sobota, 13 lutego 2016

"Szepty o wschodzie księżyca"- C.C Hunter

Cześć!
Chciałam dziś dodać recenzję "Insygniów Śmierci", ale mam problemy techniczne. Jeżeli ktoś zna się na blogach to prosiłabym o kontakt. 
Dlatego przygotowałam recenzję czwartej części jednej z moich ulubionych serii, "Wodospadów cienia", zatytułowanej "Szepty o wschodzie księżyca".
Zapraszam!
Podstawowe informacje!
Tytuł oryginalny:"Whispers at moonrise"
Autor: C.C Hunter 
Liczba stron: 400
Wydawnictwo: Feeria 
Co mówi opis?
Kylie różni się od swoich rówieśników nawet na obozie dla nadnaturalnych istot. Widzi duchy i nie należy do żadnego gatunku – za to ma cechy ich wszystkich. Teraz pochłania ją odkrywanie sekretów nowej tożsamości, martwi się jednak, że Lucas i jego stado nigdy nie zaakceptują tego, iż Kylie nie jest wilkołakiem… A to sprawia, że dziewczyna znów zwraca się coraz bardziej w stronę Dereka, który jako jedyny jest stanie przyjąć ją taką, jaką jest.

Jakby tego było mało, Kylie nawiedza duch Holiday, komendantki obozu i najbliższej jej osoby. Jest tylko jeden mały szkopuł… Holiday żyje. Jeszcze. Kylie musi ocalić ją przed niewidocznym zagrożeniem, zanim będzie za późno. W świecie ciągłych wątpliwości i zamieszania tylko jedno wydaje się pewne: nie da się uniknąć zmian i wszystko kiedyś się kończy, nawet pobyt Kylie w Wodospadach cienia.

Co mówię ja?
Pamiętasz jak mówiłam, że seria "Wodospady cienia" jest lekka i raczej nie stresująca? Zapomnij. Odwołuję to.
Ta część wstrząsnęła mną tak mocno, ze sama byłam zdziwiona. Dopiero tu zauważyłam, jak bardzo zżyłam się z bohaterami, nie ważne, czy ich lubię czy nie. Tak strasznie chciałabym, żeby to było prawdziwe, taki cudowny obóz, gdzie byłyby takie genialne osoby jak Holiday czy Burnett. Tego nie lubię w książkach, uświadamiają mi, jakie życie jest słabe.
Gdy (staram się nie spojlerować) pewna osoba (niby) umarła myślałam, że dostanę zawału, naprawdę. Poczułam się jakby ktoś przywalił mi pięścią w brzuch. Wtedy zrozumiałam, jak bardzo kocham tych bohaterów. Chcę jak najszybciej dostać w swoje lepkie, ksiązkoholikowe łapki ostatnią część, ale boję się, że jak już skończę ją czytać to pogrążę się w głębokiej, po-zakończeniowo-seriowej rozpaczy.
Przeczytałam "Szepty..." szybko, w trzy dni, a mimo to miałam wrażenie, że wszystko to działo się na przeciągu kilku miesięcy. Pojawiło się tyle niespodziewanych zdarzeń, wszystko zaczęło się wyjaśniać, a mimo to też gmatwać. Miałam wrażenie, że powieść dzieliła się na pewnie okresy, że nie było takiego ciągu, ale nie przeszkadzało to w czytaniu.
Nie pamiętam, kiedy ostatnio tak się stresowałam wydarzeniami w powieści. Nie mam żadnych spojlerów dotyczących zakończenia (i oby tak zostało), a to się nie często zdarza, bo np. czytając "Harry'ego Pottera" miałam świadomość wszystkiego co się zdarzy. A tutaj jest zupełnie odwrotnie. Choć mówię sobie, że doczytam tylko do końca rozdziału, zerkam na kolejną stronę, wyczytuję coś zaskakującego i po prostu muszę zobaczyć, co się dzieje dalej. Lepiej nie zaczynaj tej książki wieczorem, bo skończysz nad ranem.
Jak wspominałam we wcześniejszych recenzjach jestem za związkiem Lucasa i Kylie, nie przepadam za Derekiem, więc w tej kwestii moje serce złamało się w czwartej części na kilka kawałków, ale to dobrze, bo nie jest nudno. Chociaż gdzieś tam w głębi duszy niepokoję się o zakończenie...
Co do ekranizacji- nie chciałabym, żeby powstała. Fakt, jestem ciekawa, jak by to rozegrali, ale nie chcę psuć swojego wyobrażenia postaci. Poprzypisywałam odpowiednim bohaterom wygląd osób, które znam (chociażby z widzenia). Czasem mijam taką osobę na szkolnym korytarzu i od razu kojarzy mi się ona z Wodospadami Cienia. To bardzo fajne uczucie, takie budowanie swojego, odrębnego świata.

Piosenka na dziś->  Disney Love Medley (feat. Kirstin Maldonado & Jeremy Michael Lewis)
Cytat dnia:  "Całe życie drzwi przed nosem zamyka mi los, a tu zjawia się taki ktoś jak ty..." -"Miłość stanęła w drzwiach"