sobota, 19 marca 2016

"Lek na śmierć"- James Dashner

Cześć!
Aż ciężko mi uwierzyć, że to już środek marca, a co za tym idzie, jest coraz mniej czasu do egzaminów z przedmiotów muzycznych, więc nie obiecuję, że posty będą pojawiać się regularnie.
Dziś zapraszam do przeczytania recenzji trzeciej części "Więźnia labiryntu"!
Miłej lektury :)

Podstawowe informacje!
Autor: James Dashner
Wydawnictwo: Papierowych księżyc
Liczba stron: 440
Tytuł oryginalny: "The Death Curse"
Co mówi opis?
Co mówię ja? 
Słyszałam o zakończeniu trylogii "Więzień labiryntu" wiele złych opinii. Nie zgadzam się z nimi, ani trochę. Gdyby nie szkoła, siedziałabym całą noc, żeby zobaczyć jak się skończy.
Już od samego początku akcja się rozkręcała. Słabo pamiętałam, co się działo na końcu "Prób ognia", ale to mi nie przeszkadzało, byłam zbyt zajęta przeżywaniem sytuacji w tej części. Jak to u Dashnera, nie było żadnych zastojów, nawet opisy nie były nudne. To niesamowite, bo aktualnie jestem w trakcie "Rozkazu zagłady" i początek wydaje się trochę nużący, ale brnę dalej, żeby poznać tajemnice świata zgładzonego przez Rozbłyski Słoneczne.
Gdy jeden z głównych i najbardziej lubiany przez czytelników bohater (płci męskiej) ginął, nawet się nie wzruszyłam. Może nie byłam do niego wystarczająco przywiązana, nie wiem. Czasami zgony w tej trylogii wydawały mi się takie szybkie i często bezsensowne, ale tak to w życiu jest- można wygrać walkę z Buldożercami, przetrwać w labiryncie, a później zginąć przygnieciony ( w tym wypadku przygnieciona) przez odłamek walącego się budynku. Przecież nie wszystko w powieściach musi być spektakularne, uwieńczone ogromnymi efektami pirotechnicznymi, czy walkami między bohaterami.
W pewnych momentach czułam się aż zrozpaczona rozwojem akcji, chciałam krzyczeć do bohaterów, którzy często podejmowali (według mnie) niewłaściwe decyzje. Ta książka niewątpliwie mnie wciągnęła, grała na moich emocjach do samego końca.
Co do zakończenia... było takie zbyt szczęśliwe. To fakt, zginęło tyle osób. I zawiodło mnie to, że było tyle zachodu, tyle tych Prób, żeby wszystko poszło na marne. Poczułam się może nawet trochę oszukana, ale myślę, że o to właśnie chodziło- tak samo czuli się bohaterowie. Tyle trudu, śmierci i starań na nic. Może "na nic" to złe określenie, bo jednak coś z tego wyszło, ale plany totalnie się pokrzyżowały. Dashner jest mistrzem w męczeniu czytelników, w tej kwestii przebił nawet Suzanne Collins.
Czuję ogromny niedosyt, chcę wiedzieć, co stało się dalej. Cały czas mam nadzieję, że autor jednak postanowi napisać jakąś chociaż króciutką kontynuacje, ale coraz bardziej w to wątpię, bo skoro powstał "Rozkaz zagłady", to pisarz nie będzie chciał zdradzić nam więcej szczegółów. Możemy się tylko domyślać, jak potoczyły się dalsze losy postaci.
Ta recenzja może wydawać się nieskładna, wybacz- ten tydzień był dla mnie ciężki, nie mogłam się skupić na pisaniu.
Mimo to mam nadzieję, że wpadniesz tu jeszcze, a teraz zostawisz po sobie komentarz.

Miłego tygodnia, do napisania!

Piosenka na dziś-> "Uptown Funk" - Mark Ronson ft. Bruno Mars (Against The Current Cover feat Set It Off)
Cytat dnia: "W życiu bowiem istnieją rzeczy, o które warto walczyć do samego końca."- Paulo Coehlo