piątek, 21 października 2016

"Osobliwy dom Pani Peregrine"- recenzja filmu.

Cześć!
Przyszedł czas na pierwszą recenzję po długiej przerwie. Co prawda nie książkowa, bo filmowa, ale myślę, że to nie problem. Będzie mi niezmiernie miło, jeżeli zostawisz pod tym wpisem komentarz. A teraz nie przydłużam, zapraszam!
Co mówi opis?
Wizjonerski reżyser Tim Burton, przedstawia ekranizację pierwszej z cyklu bestsellerowych powieści Ransoma Riggsa. 
Podążając za wskazówkami, które zostawił mu ukochany dziadek, Jake odkrywa, że istnieje niezwykły świat poza czasem i przestrzenią, a w nim niezwykłe miejsce, zwane „Osobliwym domem pani Peregrine”. Jake poznaje niesamowite moce mieszkańców domu i dowiaduje się, że mają oni potężnych wrogów. Wkrótce przekona się, że jeśli chce ocalić swych nowych przyjaciół, musi nauczyć się korzystać z ”osobliwości”, którą sam został.

Co mówię ja?
Tak, przeczytałam książkę przed obejrzeniem filmu. Nawet dwie części- aktualnie jestem w środku trzeciej, jej recenzja niewątpliwie tu zagości. I tak, byłam mocno zirytowana, gdy wychodziłam z sali kinowej. Przez ostatnie 5-7 minut seansu powtarzałam w kółko "co, co, co...". Nie mogłam się połapać. Najbardziej denerwował mnie fakt, że fabułę przekształcili w taki sposób, by móc zakończyć kręcenie na jednej części. To było po prostu za proste. Nie jestem w stanie opisać wydarzeń z książki nie pomijając po drodze ważnych wątków- film za to mogę powtórzyć od początku do końca. Typowy schemat- dobro, zło, szczęśliwe zakończenie.
Gdyby tak uznać, że książka nigdy nie powstała, jedyną irytującą rzeczą w tej produkcji byłby polski dubbing, który mogę śmiało uznać za bardzo słaby.
Było kilka faktycznie dobrych scen- m.in przebudzenie Victora. Eva Green jako pani Peregrine miała swój urok, chociaż wyobrażałam sobie tę postać zawsze jako poważną, pomarszczoną staruszkę. Jednak myślę, że aktorka jak najbardziej stanęła na wysokości zadania i olśniewała za równo urodą jak i charyzmą.
Potrzebowałam kilku minut, by załapać wszystkie zmiany w wieku, wyglądzie, imionach i osobliwościach postaci. Zastanawiam się, w czym tak bardzo przeszkadzałoby trzymanie się powieści w tych kwestiach, ale no nie będę wnikać. Najciężej było mi pogodzić się z tym, że Olive została przedstawiona jako nastolatka władająca ogniem. Totalne nieporozumienie.
Do kina dodatkowo ciągnął mnie fakt, iż jest to film w reżyserii Tima Burtona- i faktycznie, było to widać, ale momentami miałam wątpliwości. Podczas sceny walki z głucholcami (lub głuchopiorami, jak to zostało przetłumaczone) zasłaniałam oczy- oczywiście nie ze strachu, bardziej z zażenowania. Gonitwa po parku rozrywki, do tego ta nie pasująca do sytuacji muzyka. Mimo to byłam pod wrażeniem pomysłowości scenarzysty, jeżeli chodzi o scenę z dwoma Jake'ami, jeżeli mogę tak to ująć. Spodobało mi się to.
Muszę wspomnieć o wątku osobliwych bliźniaków, o których w książce nie było zbyt wiele powiedziane. Spodobało mi się to, że w filmie było ich więcej i poznaliśmy tajemnicę, a mianowicie dlaczego mają swoje białe kombinezony. Świetnie pomyślane.
Sama produkcja jest piękna złożona wizualnie, bardzo przyjemnie się ją oglądało. Do tego cudowna muzyka- początek mnie urzekł, to była jedna z najlepszych scen. Mówię o samiutkim początku, gdy po ekranie przewijały się zdjęcia osobliwych dzieci. Nie do końca podobały się urwane przejścia między scenami, czasem ciężko było się połapać, czy to kontynuacja, czy zmiana sytuacji.
Do tej pory jestem zachwycona scenerią samego sierocińca- budynek oddawał klimat zawarty w powieści. Do tego ogród z kolorami tak żywymi, że aż raziły w oczy. Nie przeszkadzało mi to.
Wypowiem się jeszcze krótko co do Asy jako Jacoba- pasował do niej niesamowicie. Za równo wyglądem, jak i ruchami i mimiką twarzy. Cieszę się, że to właśnie on otrzymał tę rolę.
Pochwalę się jeszcze. Byłam na tym filmie z przyjaciółką, która nie lubi czytać książek. Po wyjściu z sali kinowej uznała, że chce koniecznie przeczytać :"Osobliwy dom...", bo musi wiedzieć, jak to wyglądało pierwotnie. Nawróciłam jedną duszę♥

Dziękuję, że przeczytałeś tę recenzję. Zostaw pod wpisem komentarz, będzie mi niezmiernie miło:)
Miłego dnia!

Piosenka na dziś-> I See Fire - Ed Sheeran (Janet Devlin cover)
Cytat dnia: "Dear God, if I ever lose my hope please show me, that you're plans are better than my ideas."

6 komentarzy:

  1. ah, jak fajnie, że powracają na blogspot świetne recenzje Kuinawi ;)

    widzę, że w Twojej playliście jest dużo coverów na skrzypcach, bardzo polecam Ci Lindsey Stirling

    chociaż... pewnie ją znasz, bo wiem, że nagrywała z Pentatonix'em xD ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana, tak bardzo mi miło, dziekuję za miłe słowa♥

      Tak, masz rację, znam Lindsey, uwielbiam ją. Mam nawet na półce jej książke :)

      Usuń
  2. Im więcej recenzji tego filmu czytam, tym mniej mam ochotę go obejrzeć...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, powiem tak- jeśli czytałaś książkę, obejrzyj film z samej ciekawości, ja tak zrobiłam, ale od początku nastawiałam się bardziej na oddzielny film niż na ekranizacje, przez co mój szok był mniejszy. Jeśli nie czytałaś, obejrzyj film chociażby dla aktorów i muzyki, bo do tego nie mogę się przyczepić.

      Usuń
  3. Moim zdaniem zwiastun powinien pokazac najlepsze sceny z filmy. Takie zeby zrobilo dobre wrazenie na odbiorcy. Ten film ma (moim zdaniem) tak słabyy zwiastun, że aż nie dałam rady do końca go obejrzeć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja akurat tak strasznie cieszyłam się, że pojawi się ten film, że zwiastun mi się podobał. Może nawet bardziej niż sam film.

      Usuń