sobota, 5 grudnia 2015

"Marsjanin"- Andy Weir

Witam!
Tak, wiem, że miałam dziś dodać ulubieńców listopada, ale po prostu nie dam rady ich napisać. W listopadzie nic za bardzo mnie nie zachwyciło, a nie chcę tworzyć na siłę.
Dlatego dziś mam dla was recenzję "Marsjanina", który ostatnio został nawet zekranizowany.
Miłego czytania!
_____________________________________




Myślę, że sama nie zainteresowałabym się tą powieścią, ponieważ po przeczytaniu opisu stwierdziłam, że nie jest to tematyka, która mnie w książkach "kręci". Piotrek (zapraszam na jego kanał) napisał do mnie na facebooku bardzo rozemocjonowany (stwierdzam to po caps locku i wielu wykrzyknikach), że dostał na urodziny świetną powieść, przeczytał ją w jeden dzień i że muszę ją zrecenzować. Zgodziłam się, mimo tego, że nie jestem jakąś wielką fanką sci-fi. I tak oto złapałam w swoje lepkie łapki kolejną książkę, którą oczywiście był "Marsjanin".
Czytając kilka pierwszych stron nie mogłam zrozumieć fascynacji Piotrka. Historia sama w sobie była ciekawa- człowiek został zupełnie sam na Marsie, z ograniczonymi racjami żywnościowymi i zasobami wody. Ale od samego początku autor zrzuca na czytelnika tonę obliczeń, które często tylko przeglądałam, ponieważ i tak nic bym z nich nie zrozumiała. To bardzo przytłaczające- same wydarzenia zakrywają działania matematyczne. Przez te pierwsze strony bardzo się do "Marsjanina" zniechęciłam, ale przyjaciel zapewnił mnie, że w późniejszych rozdziałach akcja się rozkręci. Cóż innego mogłam zrobić? Uwierzyłam mu na słowo. I przyznam, że się opłacało.
Bardzo przywiązałam się do Marka, głównego bohatera powieści. Ponieważ nagrywa on sprawozdania do dziennika zwraca się do czytelnika jakby z nim rozmawiał. Momentami źle czułam się z tym, że nie wiem, jak mu pomóc, a dopiero chwilę potem uświadamiałam sobie, że po sam czubek głowy zatopiłam się w książkowej rzeczywistości.
Ogromnym atutem powieści, jak i samego Marka jest jego doskonałe poczucie humoru. Często uśmiechałam się sama do siebie czytając jego wypowiedzi. Tak naprawdę jest to bardzo absurdalne- człowiek utknął zupełnie sam na ogromnej planecie, powinien pogrążyć się w rozpaczy, a mimo to ma siłę na żarty. Jakby nigdy nic słucha disco i ogląda seriale. Wspaniałe jest to, że się nie poddał. Cały czas nosił w sobie nadzieję, że NASA zorientuje się, że jednak żyje, ale nie siedzi bezczynnie i nie czeka. Działa. To właśnie jest wspaniale ukazane w powieści- ogromna wola walki.
Przez cały czas niepokoiłam się, że za chwile pojawią się kosmici, zrobią z Marka króla, czy coś. Oczywiście nie dlatego, ze boję się istot z Marsa, ale dlatego, że to by było zbyt oklepane. Bardzo się zdziwiłam po skończeniu. Żadnych nadnaturalnych stworzeń nie było, a książka wywołała we mnie tyle przeróżnych emocji.
Na pewno nie jest to typowa powieść science-fiction. Nie ma zaciętej wojny, rozlewu krwi i nadnaturalnych stworzeń- mimo tego są przeżycia, akcja, wzruszenia i radość. Każdemu, kto lubi czasem pośmiać się przy czytaniu polecam "Marsjanina".


Mam nadzieję, że dotarł*ś do końca i zostawisz po sobie komentarz. Zapraszam także na moje profile na mediach społecznościowych! (ask.fm, facebook, strona bloga na fb, instagram)
Do następnego tygodnia!


Piosenka na dziś-> https://www.youtube.com/watch?v=TJAfLE39ZZ8
Cytat dnia: ,,Chodzi jak kaczka,kwacze jak kaczka,pływa jak kaczka,więc to pewnie kaczka'' -J.Flanagan, "Zwiadowcy"

1 komentarz:

  1. Świetna recenzja Julcik <3
    http://oniszczuk-blog.blogspot.com/2015/12/if-you-never-try-you-never-know-post.html

    OdpowiedzUsuń