sobota, 20 lutego 2016

"Wybrana o zmroku"

Cześć!
Nie wiem co się dzieje- nie mogę dodać recenzji "Insygniów Śmierci", ponieważ biały tekst wyświetla się na białym tle i nic nie widać.  Piotrek nad tym pracuje, ale nie wiem, czy coś da się zrobić. 
Chciałam zawiesić bloga na czas nieokreślony, brakowało mi motywacji, nie mam czasu na czytanie, a co za tym idzie również na pisanie recenzji. Ale przed chwilą weszłam na bloggera, i zobaczyłam tę cudowną liczbę 1001 wyświetleń pod ostatnią opinią na temat książki "Szepty o wschodzie księżyca". Ucieszyłam się ogromnie, dostałam wielkiego kopa i będę pisać dalej. W najbliższej przyszłości spodziewajcie się raczej tagów, askowych pytań i ulubieńców, recenzji będzie zdecydowanie mniej, ale na tyle dużo, żeby zachować charakter bloga. 
A teraz zapraszam do przeczytania ostatniej części "Wodospadów cienia". 
Miłej lektury!
Podstawowe informacje! 
Tytuł oryginalny: "Chosen at Nightfall"
Autor: C.C Hunter
Wydawnictwo: Feeria Young
Liczba stron: 400  

Co mówi opis?  
(opis tu)- wstawiam link, bo gdy kopiuję tekst i wklejam w poście pojawia się on na białym tle i nic nie widać.
Co mówię ja?
Nie. To nie może być koniec. Musi być kolejna część, przecież nie dowiedziałam się tylu ważnych rzeczy...
Lepszego zakończenia chyba nie mogłam sobie wymarzyć. C.C Hunter doskonale wie i od pierwszej części wiedziała, czego potrzebuję. Mam wrażenie, że gdybym to ja miała być autorką "Wodospadów cienia" napisałabym je tak samo. No, może prawie, kilka rzeczy bym pozmieniała, ale to naprawdę drobiazgi.
"Wybraną o zmroku" przeczytałam w dwa dni. Mogłam skończyć ją w jedną noc, ale rodzice uznali, że za późno chodzę spać, co było okropne, bo musiałam przerywać czytanie w najlepszych momentach, a później pół nocy męczyć się z pytaniem "I co będzie dalej?". Kilka razy nawet "w biegu" przeglądałam następną stronę, żeby się czegoś dowiedzieć. Żadna powieśc jeszcze tak na mnie nie działała, nawet "Harry Potter", ale to dlatego, że w serii autorstwa J.K Rowling nic mnie nie mogło zaskoczyć, bo spojlerowcy mnie nie oszczędzili. "Wodospady cienia" nie są tak popularne (a szkoda) i ciężko jest natknąć się na spojler na przypadkowej stronie na facebooku.
Mam zastrzeżenia co do finałowego starcia Kylie z Mariem. Miałam wrażenie, że autorka jak najszybciej chciała opisać ślub Burnetta i Holiday, bo scena, która miała rozwiązać wszystko, nad którą główna bohaterka głowiła się przez połowę serii była bardzo krótka i raczej mało spektakularna. Wszystko działo się zbyt szybko, w pewnym momencie przestałam nadążać. W takich chwilach powinno się budować napięcie, a tu tego wzrastania zabrakło, było od razu wielkie BUM! i rozwiązanie sytuacji. Ale to tylko kropelka w ocenie, jestem w stanie wybaczyć pani Hunter to niedopatrzenie.
W końcu odnalazłam swój OTP. I nie, nie jest to Kylie&Lucas, chociaż ich też kocham ponad wszystko i kibicowałam tej parze od początku. Jestem wręcz zauroczona połączeniem Burnetta&Holiday. Chyba nie mogli się dobrać lepiej. Momentami nie mogłam się powstrzymać od pomyślenia "Ooo, to takie słodkie". Do tego ta wesoła wiadomość.. Bardzo dobrze rozegrany wątek, powoli wprowadzający czytelnika w samo sedno.
Autorka ma skłonność do wprowadzania nowych postaci mącących w fabule, często pojawiających się na chwilę, choć niektórzy zostają na dłużej. Mówię tu np. o Clarze, siostrze Lucasa, Jenny, Haydenie, czy Johnie, który okazał się prawie kluczową postacią. To bardzo fajny pomysł- jest kilka postaci, takich jak Holiday, Kylie, Derek czy Della, które są jakby bazą, centralną planetą układu, na około której krążą inne ciała niebieskie. W ten sposób do powieści wkrada się trochę tajemnicy.
Nie wierzę, że to koniec. Musi być kolejna część. Chcę się dowiedzieć, jakim Burnett jest ojcem, czy Jenny i Derek się pobrali, co się stało z Kylie i Lycasem. Muszę się dowiedzieć, bo inaczej nie będę w stanie spokojnie żyć.
Bardzo przywiązałam się do postaci. Mam wrażenie, że są ze mną nie tylko ukryte na stronach książki, ale i w prawdziwym życiu. Chciałabym, żeby tak było. Jak dobrze byłoby mieć przy sobie taką Holiday, która jest jak starsza siostra, kochającego Lucasa czy takie przyjaciółki jak Della i Miranda. No, poprawka, takich przyjaciół mam, co nie zmienia faktu, że chętnie wyciągnęłabym z powieści kilka postaci i umieściła je w naszym wymiarze.
Podsumowując- polecam serię "Wodospady cienia" każdemu, kto jeszcze nie miał przyjemności się z nią zapoznać. 

To tyle na dziś- mam nadzieję, że uda mi się dodać w końcu recenzję "Insygniów Śmierci", bo napracowałam się nad nią. 
Miłego tygodnia, do napisania za tydzień! 

Piosenka na dziś-> "Dancing queen"- Abba
Cytat dnia: "Kocha się za nic. Nie istnieje żaden powód do miłości."- "Alchemik"

3 komentarze:

  1. Cześć!
    Świetna recenzja! Przeczytałam książkę we wrześniu i nie pamiętam szczegółów, ale zakończenie było rzeczywiście za szybkie.
    Zapraszam do siebie:
    http://recenzje-by-my.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń