wtorek, 10 czerwca 2014

Zaczynam pisać książkę (:

Cześć :) Jaka u was pogoda? Bo u mnie 30 stopni w cieniu, więc cały dzień w domu :P
I z tej nudy, postanowiłam napisać książkę. Wiem, że to dziwne, ale już nie będę się rozpisywać, skąd mam inspirację...
A tu macie pierwszy rozdział :)


Rozdział 1


Anioł.


Budzę się z tym słowem na ustach. Tak naprawdę, nie wiem, dlaczego. Nawiedza mnie już od roku. To znaczy, sen, nie sam anioł. Sen polega głównie na krzykach i muzyce. Troszkę specyficzne połączenie, ale ciągle budzę się oblana potem. Muzyka jest w tym śnie tak pociągająca, czuję się, jakby przyciągała mnie do siebie. A później słyszę przeraźliwy wrzask. Ból na ramieniu jest tak realistyczny, że muszę sprawdzić, czy nie mam rany na ręce. A może to nie rana? Nie no, co innego. Nie mam czasu się zastanawiać. Jutro premiera. Nasz spektakl jest dopięty na ostatni guzik, ale „prób nigdy nie za wiele” jak twierdzi dyrygent, a za razem reżyser naszej sztuki. To naprawdę zwariowany człowiek. Zaczyna mówić o jednym, a za chwilę przechodzi na zupełnie inny temat. Mimo tego, to poczciwy starszy człowiek.


Z zamyślenia wyrywa mnie krzyk matki. Znowu kłóci się z moim młodszym bratem, Arturem. Pewnie znowu o jakieś głupstwo. Wczoraj szła kłótnia o kakao. Mama go nie rozumie. Ale on ma dopiero 9 lat, czego można od dziecka oczekiwać. On ledwie dostaje na najwyższą półkę z książkami, które codziennie zabiera do szkoły. Ale to właśnie czyni go uroczym. Ta jego „małość”. Zawsze, gdy płaczę, próbuje zrobić coś śmiesznego, żebym tylko przestała łkać. Mówi, że wtedy „serce mu się smaży”, gdy mnie widzi w takim stanie. Jak na swój wiek jest dosyć mądry. Tylko matka nie widzi jego inteligencji. My jesteśmy dobrze ułożoną rodziną. Nie ma tu mowy o zbędnych śmiechach i rozrywkach. Trzeba udawać tak dobrze ułożone dzieci, że aż staje się to nienaturalne. Dyganie przed każdą ważniejszą lub znaną ci osobą na ulicy robi się przereklamowane. Ale moja matka ma to gdzieś. Zachowujemy się jak arystokratyczna rodzinka. Tylko, że te czasy minęły, jakiś wiek temu! Ale ja, jako tancerka baletu w głównym teatrze muzycznym Nowego Jorku, muszę zachowywać fason. Tak naprawdę nie przeszkadza mi to tak bardzo, jak może wam się wydawać. Wszyscy mają mnie za słodką dziewczynkę, która jednym uśmiechem potrafi wygonić z duszy ducha smutku. To niezwykłe. Jak można się tak zakłamywać? Mówią, że jest dobrze, gdy nie jest. Nie przyjmują złych wiadomości. Tak samo jak nie przyjęli, że niektórzy ludzie w mieście mają dość takiego systemu działania władz. Ci ludzie po prostu założyli swoją małą ojczyznę na uboczu miasta. Do szkoły chodzą, albo nie chodzą, jak im wygodnie. Nigdy ich nie lubiłam. Może to wina mojego spokojnego życia. Po co im ta adrenalina? Po co im tatuaże? Może właśnie to ich cieszy. Widziałam kilka razy, jak bigli za pociągiem, gdy za nim jechał już następny. Nie mogłam długo na to patrzeć, zawsze po trzydziestu sekundach odwracałam wzrok. Oni gardzą delikatnymi kobietami, jak my gardzimy nimi. Nigdy nie przychodzą do teatru, nie ma tam żadnego ryzyka. No, przynajmniej dla nich. U mnie sytuacja jest inna. Mogę złamać nogę. Mogę pomylić kroki. A wtedy muszę wytrzymywać krzyk pani Women. Tak, ma bardzo dziwne nazwisko. Ale i bez niego byłaby dziwna. Jest naszą nauczycielką tańca, ale czasami mam wrażenie, że uczy tylko mnie. A może tylko ja robię błędy. Po występach jest z nas dumna. Przez chwilkę. Później znów zaczyna się morderczy trening. Ale nauczyłam się tym nie przejmować. Prawie codziennie ktoś na mnie krzyczy, gdy ten drugi ktoś nie widzi.

2 komentarze:

  1. Też mam 12 lat i lubie czytać książki. Też chciałabym napisać książke ale nie wiem od czego zacząć może mi podpowiesz skąd wzięłaś inspiracje? mój mail: wercia_s@gazeta.pl

    OdpowiedzUsuń